Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Street workout w Szamotułach: Z siłowni wyszli na ulice

Redakcja
Z siłowni wyszli na ulice - na teren "Rolnika". Miłośników ulicznych ćwiczeń można spotkać tam wieczorami. Street workout w Szamotułach zaczyna prężnie się rozwijać
Z siłowni wyszli na ulice - na teren "Rolnika". Miłośników ulicznych ćwiczeń można spotkać tam wieczorami. Street workout w Szamotułach zaczyna prężnie się rozwijać Magda Prętka
Jest ich około piętnastu. Opuścili zamknięte sale ćwiczeń i wyszli na ulice, by uskuteczniać street workout. Chwytając się drążków nieustannie śmieją się w twarz grawitacji. Kim są? Opowiedzą Wam o tym sami...

Niedzielny letni wieczór. Szamotuły, teren Zespołu Szkół nr 2, bliskie sąsiedztwo internatu. Słychać mocne brzmienia, „tłustą” hiphopową perkusję, co jakiś czas na pętlę wkrada się rap. Kilku młodych chłopaków na drążkach śmieje się w twarz grawitacji. Uskuteczniają street workout. Trudno jednoznacznie określić czym on jest. Formą pracy nad swoim ciałem? Zabawą? Przyjemnością? Sposobem na nudę? Street workout to kumulacja wszystkich tych rzeczy – przekonują stanowczo.

Jest ich około piętnastu. Paweł, Jan, Łukasz, Kuba, Marek, Michał, Damian, Radek, Maciej – w niedzielę to właśnie oni przekonywali świat o tym, że grawitację czasem można oszukiwać. Pozostali, choć dołączyć nie mogli, również są wiernymi kompanami street workout’u.

Wszystko zaczyna się dość banalnie – od ćwiczeń na siłowni. Z czasem pomieszczenie staje się jednak zbyt ciasne, a te same schematy ćwiczeń – za bardzo monotonne. Chłopaki przenoszą się, więc na ulice, do miasta – na teren „Rolnika”. Stare drążki stają się dla nich nowym narzędziem do pracy nad sobą. Taki paradoks. Podnosząc się na nich, wykonując przewroty lub skłony z głową zwieszoną ku ziemi, zmagają się z kolejnymi figurami. Jedna osoba motywuje drugą, nie ma mowy o rywalizacji...

Na początku był Paweł i Marek. Ich przygoda ze street workout’em rozpoczęła się jakiś rok temu – od filmików znalezionych w sieci, które prezentowały uliczne formy ćwiczeń Hannibala – jednego z tzw. „wyjadaczy” street workout’u. Spróbowali i oni i tak już zostało. Zarażając tą formą aktywności fizycznej znajomych, grono lokalnych miłośników ulicznych ćwiczeń z czasem zaczęło się powiększać. Drogą pantoflową o ewolucjach na drążkach dowiedzieli się też inni. Dołączyli i rozpoczęli w swoim życiu rozdział pt. street workout. Dlaczego?

Street workout to swojego rodzaju alternatywa dla ćwiczeń na siłowni. Tutaj faktycznie możemy rozwijać swoje mięśnie. Poprzez dążenie do wykonywania kolejnych figur osiągamy następne stadium rozwoju fizycznego – tłumaczył Jan. – Jesteśmy na świeżym powietrzu, te ćwiczenia nie są takie „suche”, jak ma to miejsce w przypadku siłowni i przede wszystkim – nie ma tej izolacji w zamkniętej przestrzeni. Na dodatek street workout jest zdrowszy – nieodpowiednio dopasowany trening na siłowni może wyrządzić przecież człowiekowi sporo krzywdy. Tutaj każdy jest odpowiedzialny sam za siebie – dodaje.

Paweł przekonuje z kolei, że odbiera zajęcia na siłowni, jako konkurs na to, kto podniesie więcej żelastwa. Nie ma w tym nic więcej.

Street workout zaś faktycznie buduje sprawność fizyczną – tłumaczy.

Dla Marka trening oznacza „naładowanie” się dodatkową energią. Dla innych po prostu przyjemność.
Trenują co drugi dzień. Zazwyczaj godzinę, choć jak przekonuje Jan – zdarzało się i tak, że ćwiczenia trwały znacznie dłużej. W treningach nie przeszkadza im śnieg, czy też bardzo niskie temperatury powietrza. Nie odpuszczają nawet zimą. To silniejsze od nich. Gdy zobaczą nowe figury nic nie jest w stanie ich powstrzymać – będą trenować tak długo, aż w końcu uda się je wykonać. Są pełni zacięcia, sportowego ducha walki i – jak banalnie by to nie zabrzmiało – pasji. Pragną zarażać nią zresztą innych.

– Każdy zawsze może do nas przyjść i dołączyć do grupy. Nie ma absolutnie żadnej obawy o to, że zostanie wyśmiany. Po to tu jesteśmy, aby motywować się na wzajem i doradzać – mówił Paweł. – Na co dzień pracujemy, uczymy się, choć może akurat nie podczas wakacji, ale abstrahując od tego – zawsze udaje nam się jednak znaleźć ten czas, by poćwiczyć razem. To nie kosztuje tak naprawdę zbyt wiele i nie staje się kolejnym obowiązkiem, na który trzeba wygospodarować jakiś ułamek czasu, lecz jest raczej pewną odskocznią od codzienności. Spokojnie można zatem wpisać trening do harmonogramu dnia. – dodaje.

Chłopaki przekonują, że niektóre z osób, które chwilowo do nich dołączyły, bardzo szybko zrezygnowały. Podejrzewają, że wynikało to z jakiegoś zniechęcenia – nie udało im się wykonać danej figury, albo podciągnąć więcej razy na drążkach i zwyczajnie odpuścili. Nie na tym powinno to jednak polegać. Są przy tym i tacy, których nieudane próby skłoniły do dalszej pracy nad sobą. Dziś pracują dalej – razem z pozostałymi miłośnikami street workout’u z Szamotuł doskonalą swoje umiejętności.

Pewnym problemem dla nich niestety powoli staje się sprzęt. Drążki na „Rolniku” dotknięte zostały już zębem czasu, nie wszystkie figury można też na nich wykonać. Chłopaki przekonują, że gdyby na terenie miasta powstał rozbudowany plac do ćwiczeń (np. przy orliku lub innym miejscu, gdzie ludzie uskuteczniają jakieś formy aktywności fizycznej), z pewnością dużo więcej osób zainteresowałoby się street workout’em. Im samym dałoby to z kolei możliwość do pracy nad przejściem do kolejnego stadium rozwoju fizycznego. To marzenie i cel, który być może uda nam się kiedyś zrealizować – przekonują. Gotowi są zresztą sami wybudować plac, wzorem osób, które uskuteczniają street workout w Poznaniu. Pojawia się jednak dość prozaiczny problem – nie mają na to miejsca. A jednak nie narzekają. Czerpiąc radość z możliwości organizacji treningów na „Rolniku”, cały czas wierzą, że w Szamotułach powstanie jeszcze kiedyś plac z prawdziwego zdarzenia. Niemniej jednak odrobina pomocy w tej kwestii np. ze strony władz miasta lub powiatu, bardzo by się przydała.

Nie są osobami do końca anonimowymi. O ich ulicznych ćwiczeniach wiedzą nauczyciele wychowania fizycznego z „Rolnika” i dyrekcja szkoły. Często obserwują ich miłośnicy siatkówki plażowej, którzy również przy internacie podnoszą swoją aktywność fizyczną.

Grupa wciąż się rozwija i poszerza. Pomaga w tym i sieć wirtualna. Na facebooku dzielą się uwagami, informują o godzinach treningów. Street workout traktują poważnie, choć cały czas nie zapominają o tym, by za każdym razem, gdy podnoszą się na drążkach, oprócz sportowych ambicji towarzyszył im i element zabawy.

Tych, którzy również chcieliby to poczuć i rozpocząć przygodę z łamaniem praw grawitacji, zapraszają na trening. Chłopaków można spotkać zazwyczaj wieczorami przy szamotulskim internacie. Wystarczy podejść, porozmawiać i spróbować powalczyć ze swoim ciałem, reszta przyjdzie z czasem...

Najpierw jednak trzeba wyjść z siłowni na ulice - do miasta...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szamotuly.naszemiasto.pl Nasze Miasto